A. Siobhan A. Siobhan
1104
BLOG

Moje macierzyństwo bez lukru

A. Siobhan A. Siobhan Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Kiedy czytam  o tym jak kobiety nie cierpą być matkami, zastanawiam się co jest z ludźmi nie tak. Jak to się dzieje, że naturalne biologicznie dla kobiety macierzyństwo jest psychicznym i społecznym balastem.

Jestem pod tym względem dziwadłem, bo lubie moje dziecko. Lubię z nim być, robić razem różne rzeczy w domu. Prać, gotować, odkurzać. Jestem dziwadłem, bo nie wdaję się z sąsiadkami i ciotkami w pełne żalu narzekania, jak mi trudno, jak mi źle, jak ogranicza i męczy mnie "manie' dziecka i jak ono samo mnie wkurza. Ale nie zawsze tak było.

Kiedy wracam myślą do ciąży i narodzin mojego syna, do połogu i kolek, do wiecznego zmęczenia i niewyspania, widze jak wielu rzeczy nie wiedziałam i nie miałam się od kogo nauczyć. Jak być sobą i być z dzieckiem, jak kochać dziecko, jak dawać mu to, czego ono potrzebuje? Brak wzorców wśród kobiet i matek w rodzinie, to był tylko jeden problem. Poza tym zaczęły wychodzić na światło dzienne moje własne problemy, którymi nie chciałam się wcześniej zajmować, bo myślenie o traumatycznych doświadczeniach jest przykre. Spychałam więc wspomienia i mysli, i trwałam. Aż urodziło się dziecko i okazało sie, że ten wypracowany system nie działa. W obliczu bezbronnej istoty, całkowicie zależnej ode mnie, pojawiła się złość. Złość tak silna, że czasem nie mogłam brać go na ręce, w obawie, że zrobię mu krzywdę. Sama w domu, mąż w pracy, rodzina daleko a ja z płaczącym dzieckiem.

Pewnego dnia byłam zmęczona i wściekła. Niosłam go właśnie do karmienia, a on płakał i wił się w moich ramionach. Poczułam impuls, żeby nim rzucic o podłogę... I zaczęłam myśleć, skąd w matce taka reakcja na płacz dziecka. Dlaczego złości mnie, kiedy on mi się sprzeciwia? Skąd to się bierze? Wtedy poraz pierwszy w mojej głowie pojawiła się myśl, którą na długo przede mna sformułowała Jean Liedloff. Przecież w drodze ewolucji nie mógł powstać gatunek, którego dzieci płaczem doprowadzałyby rodziców do szału! Poczułam, że coś tu jest mocno nie tak.

Zanim przebyłam długa drogę od siebie tamtej do siebie teraz, przeszłam przez stan obwiniana mojego dziecka za wszystko co mi się zdarzyło: za niewysanie, za spóźnienia, z zły humor i uderzyłam go (2 razy). Pierwszy raz, kiedy miał 8 miesiecy, "nie chciał spać" i chodził po łóżeczku , a ja miałam go dosyć. Uderzyłam go tak mocno, że przewrocił się i uderzył w łóżeczko buzią. To na jakiś czas mnie otrzeźwiło. Zobaczyłam, że po prostu się rozładowałam na bezbronnym dziecku. Potem cała moja energia życiowa szła na hamowanie złości, na okiełznanie tej wściekłości, która się we mnie kłębiła. Byłam bezradna, nie wiedziałam jak to rozwikłać.

Dopiero po roku poszłam na terapie. Byłam juz na skraju załamania, na skraju rozwodu, niezdona do życia i nieszczęśliwa. Na początku terapii zrozumiałam to, że nie jestem wściekła na moje dziecko. Jestem wściekła na tych, którzy mnie krzywdzili, gdy sama byłam dzieckiem: na matkę, na ojca, na dziadka. I to jakby przełozyło we mnie zwrotnicę. Złość popłynęła w kierunku adresatów. A moje dziecko odzyskało matkę, bo już nigdy więcej nie musiałam się powstrzymywać przed biciem czy agresją słowną. Przestałam to czuć, a to jest wielka jakościowa różnica. Teraz widzę, jak mój syn się mnie bał. Dziś się nie boi, bo nie ma już czego...

To jest moja historia macierzyństwa, która trwa.

Wszystkim polecam niedawno wydaną w Polsce książkę: "W głębi kontinuum" Jean Liedloff.

 

A. Siobhan
O mnie A. Siobhan

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości